W terapii główny nacisk położono na bardziej realistyczną ocenę jego dzieciństwa. Musiał pogodzić się z tym, że nie jest już małym synkiem swej matki: matka wszakże nie porzuciła go, a żadna magia nie mogła mu jej przywrócić. Ojciec przyjął posadę komiwojażera w okresie, gdy trudno było o pracę, nie opuścił więc rozmyślnie swego syna ani też nie był tak nieodpowiedzialny, jak go sobie ten wyobrażał. Dopiero wówczas, gdy Orchard zrozumiał lepiej to wszystko i spojrzał pod innym kątem na swoje stosunki z matką, ojcem i dziadkiem, jego aktualne problemy ukazały mu się w jaśniejszym świetle. Po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu stan jego poprawił się na tyle, że powrócił do domu i do pracy, i zdaje się, że osiągnął bardziej zadowalający poziom integracji2.
czytaj więcej